wtorek, 14 czerwca 2011

zimno-ciepło-zimno

Ponieważ (nie zaczynamy zdania od ponieważ!) jest właśnie sezon na truskawki, czułam się w obowiązku wykonać jakieś danie z tych właśnie owoców. Nie jestem jakąś straszną fanką truskawek, a poczucie spełnienia w sezonie dają mi już dwie porcje świeżych ze śmietaną i cukrem. Prawdę mówiąc uwielbiam je w przetworach, na ciastach, w sosach i kompotach. Nie ma nic lepszego niż słodki zapach podgrzewanych truskawek, jest w nim coś terapeutycznie usypiającego. Jedna kobiałka starczyła mi, aby przygotować deser, mnóstwo kompotu i jeszcze zalać sobie martini pokrojone w ćwiartki truskawki. Poniższy deser jest naprawdę przecudowny, ta niesamowita harmonia smaków. Mmmm, koniecznie pokuście się o wykonanie lodowej miseczki- bez niej to nie będzie już taki fashion deserek ;)







piątek, 10 czerwca 2011

propozycja dla Panów

Pierś z kurczaka to mięso szczególnie uwielbiane przez młodych kawalerów. Co oczywiste, kurzą, bo kurzą, ale jednak nadal jest piersią. Poza tym przygotowuje się ją bardzo szybko, ciężko ją zepsuć i łatwo przyprawić, nawet bez wcześniejszego marynowania. Podobne danie zobaczyłam kilka lat temu w jakimś programie kulinarnym prowadzonym przez hinduskę z wielką brodawą na nosie. Nie była może zbyt wyględna, ale znała się na gotowaniu hinduskich potraw. Postanowiłam zrobić swoją wersję tego wyjątkowo aromatycznego posiłku. Danie jest naprawdę bardzo proste, szybkie i smakowite. Jedynym problemem jakiego mogłoby nastręczać Panom Kawalerom jest zmiksowanie pomidorów ze śmietaną na gładką masę. Ale przecież zawsze można skoczyć do uroczej sąsiadeczki spod 9 i pożyczyć blender, lub poprosić o zmiksowanie w robocie, a przy okazji zaprosić na gotowe danie :D Dobrze, że znów sobie o nim przypomniałam...




kurczak po indyjsku: 

- pierś z kurczaka (cała) - na 4 porcje
- 3 duże dojrzałe pomidory
- 2 małe cebule
- korzeń imbiru wielkości kciuka lub duża szczypta suszonego
- przyprawa curry 
- 3 ząbki czosnku
- opakowanie gęstej śmietany 18% 
- sól, pieprz, chilli
- oliwa
-opcjonalnie świeża kolendra

Pierś pokrójcie w paseczki i usmażcie na oliwie, a następnie przełóżcie do miseczki. Na tą samą patelnię wlejcie troszkę oliwy i podsmażcie pokrojoną w kostkę cebulę i pokrojony w cienkie paseczki imbir. Wytnijcie zielone i twarde części z pomidorów, pokrójcie na ćwiartki i wrzućcie do miksera razem ze śmietaną. Zmiksujcie na gładką masę i od razu wlejcie na patelnię z cebulą. Dorzućcie usmażone wcześniej mięso i dodajcie 2 łyżki przyprawy curry, chilli (tyle ile lubicie) i wciśnijcie do sosu 3 ząbki czosnku. Sos należy dusić na małym ogniu przez o.k. 10-15 minut, aż wszystkie smaki się połączą. Podajcie go z ryżem i posypcie listkami świeżej kolendry. Smak orientu w domu :)

wtorek, 7 czerwca 2011

sezon na wszystko

Teraz dopiero widzę, jakim zastojem w kulinarnej twórczości jest zima i wszystkie do niej przyległe chłodne pory roku. Teraz jest sezon po prostu na wszystko! Co dwa tygodnie wchodzi nowy hit. Ledwo skończyły się akacje, a już jest dzika róża i czarny bez! Nie wiem już w co ręce wsadzić, od czego zacząć! Żałuję tylko, że za późno wpadłam na pomysł syropu z akacji... Cóż, trudno, znów będę z utęsknieniem na nie czekać. Dobrze, że zdążyłam zrobić z nimi racuchy. Jest pocieszenie dla tych, którzy nie zdążyli. Można ten sam patent wykorzystać z czarnym bzem. Jego kwiaty również są niezwykle aromatyczne, ożna maczać całe baldachy w cieście na amerykańskie pancakes i smażyć na rumiano. Myślę, że fantastycznie pasowałby do nich gęsty cytrynowy sos z żółtkami. Tymczasem moje słoiczkowe ciągoty dają o sobie znać i już zamykam smaki lata z myślą o długich zimowych wieczorach. Syrop z róży z wanilią już gotowy, a czarny bez z cytryną, kisi się od wczoraj na balkonie. Część ma szansę stać się syropem, a reszta dostanie procentów. Ah, a pomyśleć, że to dopiero początek. Zaraz przecież znów zakwitnie lub dojrzeje coś wspaniałego...







poniedziałek, 6 czerwca 2011

letnia sałatka chłodnik

Na fali chłodnikowego szału, mającego miejsce przez ostatnie upalne dni, wpadłam na taki pomysł, że właściwie można by zrobić chłodnik w postaci sałatki. Jest w nim dokładnie wszystko to, co lubię mieć w dobrym buraczanym chłodniku. Cóż więcej mogę powiedzieć? Przepraszam, jest za gorąco... Poniżej zdjęcia i przepis. AHA, WAŻNE- NAJLEPSZA NA DRUGI DZIEŃ!







sałatka chłodnik:

- botwinka z buraczkami
- ogórki gruntowe
- młode ziemniaczki
- rzodkiewka
- koperek
- szczypiorek
- śmietana 12%
- ocet winny
- jajka
- sól, pieprz
- jadalne kwiaty (np. szczypiorek, bratki)
- kiełki rzodkiewki 

Ziemniaczki wyszorować (ale nie obierać!) i ugotować w całości. Łodygi botwinki (bez liści) obgotować krótko na pół-twardo, po wyjęciu przelać zimną wodą. Buraczki z botwinki ugotować w całości do miękkości. Ogórki obrać i pokroić na plasterki, w ten sam sposób należy pokroić ziemniaczki, rzodkiewki i buraczki. Wrzucić wszystko do miski, posolić, popieprzyć i polać 2 łyżkami octu i ew. dodać trochę soku z cytryny. Dodać posiekany szczypiorek i koperek, dodać pokrojone łodyżki botwinki. Wlać małe opakowanie śmietany 12% (myślę, że można zastąpić dobrą maślanką). Wszystko dobrze wymieszać. Podawać posypane pokrojonym jajkiem ugotowanym na twardo, kiełkami rzodkiewki i jadalnymi kwiatami.

czwartek, 2 czerwca 2011

nowe życie starej drabiny

Stała taka zapomniana, obdrapana w towarzystwie trupkowatego krzesełka, które wyglądało jak stóg drzazg. Już zimą wiedziałam, że wiosną przyjdzie taki moment, gdy ruszę do zagospodarowania małego balkoniku koło sypialni. Dość rządów gruchocząco-srających gołębi. Teraz to będzie mój balkon! Z kwiatami, ziołami i truskawkami! Jest dość mały, a ta drabina stała tam chyba od zawsze. No i już tak zostanie, bo dałam jej nowe życie. Bedzie najlepiej zaopatrzonym balkonowym zielnikiem jaki znam. Na szczęście jest drewniana i ma taki bajerancki łańcuszek pośrodku, co tylko dodaje jej uroku. Gdy zabrałam się za tworzenie balkonu i odnawianie drabiny czułam się trochę jak Martha Stewart ( za którą niespecjalnie przepadam), bo to bardzo w jej stylu. Jeśli o mnie chodzi, mogłabym mieszkać na wsi i hodować kozy, robić z ich mleka najlepszy w regionie ser. Albo mieszkać gdzieś nad morzem śródziemnym i mieć gaj oliwny. I tłoczyć oliwę. Lubię podróżować, próbować nowych rzeczy, ale mam też takie wiejskie ciągoty. Jaram się niesamowicie gdy u taty na mazurach przygotuję obiad pt. ryba (świeżo złowiona), z sosem kurkowym ( z kurkami z lasu, koperkiem i cebulką z ogrodu, śmietaną od sąsiadów) z młodymi ziemniaczkami z ogrodu, masłem od sąsiadów, i tym samym własnym koperkiem. Totalna samowystarczalność. Trochę się rozmarzyłam i odeszłam od tematu. Kupcie sobie świeże zioła. Będziecie mieli radochę na całe lato, od świeżych ziół życie od razu robi się ciekawsze. Będą pachnieć nagrzane słońcem, a jak przeczeszecie je ręką, zaczną wydzielać bardzo silny aromat. No i nie zapomnijcie o miejscu na maciejkę, której pąki rozwijają się w nocy i pachną cudownie narkotycznie.






Na tych zdjęciach: mięta pieprzowa, kolendra x2, bazylia, szałwia, tymianek, lubczyk, melisa, lawenda, poziomka, hyzop. Brakuje już tylko oregano i rozmarynu :) A w misie obok- truskawki.

środa, 1 czerwca 2011

smażone kwiaty akacji

Raz w roku przychodzi taki moment, na który czekam przez całą jego resztę. To jest czas gdy kwitną akacje. Poza wiadomą miłą świadomością, że ostatki pszczół zrobią z tego dobry użytek, cieszy mnie też to, że będę mogła i ja z tych kwiatów zrobić coś pysznego i wyjątkowego. Ten przepis pokazała mi kiedyś moja mama, która podpatrzyła patent na placuszki z akacji u koleżanki ze studiów. Jest to coś absolutnie rewelacyjnego, nietuzinkowego i bardzo prostego w wykonaniu. Troszkę późno zamieszczam ten przepis, bo akacje niedługo przekwitną, ale jak się pospieszycie to możecie jeszcze zdążyć zerwać kiście kwiatów w pełni kwitnienia. Najlepsze danie, gdy chcecie zaskoczyć swoich gości!



racuszki z akacją:

- kiście kwiatów akacji  (dowolna ilość)
- 200 ml mleka
- 250 ml mąki
- 2 jajka
- szczypta soli
- łyżeczka proszku do pieczenia
- olej lub oliwa do smażenia
- cukier puder
-ew. masło do posmarowania 


Kwiaty akacji zbierajcie najlpiej w momencie, gdy wszystkie kwiaty będą otwarte. Zbierajcie całe kiście, zostawiając szypułkę. Mąkę, żółtka, proszek do pieczenia i mleko wymieszajcie w misce. W drugiej misce ubijcie białka ze szczyptą soli na sztywną pianę. Dodajcie pianę z białek do ciasta, powoli mieszając, tak, aby masa zachowała jak najwięcej powietrza. Rozgrzejcie patelnię (jeśli macie taką do naleśników to najlepiej użyjcie tej) z oliwą. Następnie należy maczać kiście kwiatów w cieście trzymając za szypułkę i kłaść na patelnię. Gdy się zarumienią, przekręcić na drugą stronę. Po usmażeniu można lekko posmarować masłem i posypać cukrem pudrem, lub polać miodem akacjowym. Smacznych kwiatów!

sobota, 28 maja 2011

2 w 1

Zazwyczaj jak jemy jajka, nieważne czy w postaci jajecznicy, czy takich na miękko, zazgryzamy je sobie chlebkiem. Ja dość rzadko jem pieczywo, ale czasem się zdarzy. Jajecznica np. czasami trochę mnie mdli, i właśnie z takiej okazji jem ją z chlebem. Podpatrzyłam fajny sposób na połączenie i pieczywa i jajek w jednym śniadaniowym daniu. To świetny sposób, żeby wykorzystać troszkę już przysuche kromki, bądź, jak w moim przypadku, przedpotopowe pieczywo tostowe. Naprawdę fajna opcja na śniadanie.



omlet 2 w 1:

- 2 kromki pieczywa tostowego
- masło
- 2 jajka
- sól, pieprz
- duża garść szczypiorku
- opcjonalnie- świeże zioła

Pieczywo smarujemy cieniutko z obydwóch stron masłem. Kroimy w kosteczkę i wrzucamy na patelnię. Podgrzewamy, aż grzanki się zrumienią. Jajka roztrzepujemy z solą, pieprzem i szczypiorkiem. Wlewamy na patelnię z grzankami. Smażymy na małym ogniu pod przykryciem, aż jajka się zetną, pozostając tylko trochę wilgotne z góry.

Ciekawostka: kwiatki, którymi udekorowałam talerz to kwitnący szczypiorek. Kwiatostany są jadalne (smakują szczypiorkiem) i świetnie nadają się do sałatek.

piątek, 27 maja 2011

a to wszystko przez Izę ;)

Jakiś czas temu byłam u koleżanki, która pracuje w greckiej restauracji. Próbując mnie przekonać do odwiedzenia lokalu, pokazała mi menu. Nie wiedziała pewnie, że tylko zachęciła mnie do przygotowania niektórych pozycji z menu. Htipiti mnie tak troszkę zaciekawiło. Oto moja wersja.




Htipiti:

- pełnotłusta feta
- ząbek czosnku
- skruszone papryczki chilli
- szczypta oregano
- pieprz

Fetę mieszamy ze zmiażdzonym ząbkiem czosnku i resztą składników. Fajna na grzanki, lub do maczania warzyw. Można też podawać tę pastę jako dodatek do mięsa baraniego.

wtorek, 24 maja 2011

słoiczkowe warsztaty kulinarne

W czwartek 19.V miałam ogromną przyjemność poprowadzić warsztaty kulinarne w ramach festiwalu Men's Week na SGH. Dostałam informację, że spośród wszystkich facetowskich warsztatów dostępnych w tym tygodniu, moje kulinarne cieszyły się największym zainteresowaniem. Miejsca natychmiast się rozeszły, a liczba chętnych szybko przekroczyła liczbę dostępnych miejsc. Było naprawdę pracowicie i smakowicie. Moi wspaniali kursanci okazali się być tak krzepkimi kuchcikami, że ubijając śmietanę tak się zapamiętali w tym zadaniu, że ubili masło! Przyznam szczerze, że to, że wzięłam z sobą mikser na wypadek, gdyby nie dali rady, było iście nie na miejscu. Razem odnieśliśmy sukces i przyrządziliśmy randkową, meksykańską kolację w akademikowej kuchni. Poniżej fotorelacja z warsztatów, oraz przepisy na dania, które przyrządziliśmy. Jeśli chcielibyście, abym poprowadziła taki warsztat dla Was, piszcie!






poniedziałek, 23 maja 2011

taka troche inna lasagne

Jestem! Znów kilka dni przerwy, bez gotowania i bez słoiczkowania. Co gorsze zamierzam zacisnąć pasa, bo po powrocie z majówki ostro sobie pofolgowałam, a przecież lato przede mną. Na szczęście mam zawsze w zapasie trochę "materiału", który w razie braku czasu mogę włożyć do słoiczka ;)
Nie wiem jak Wy, ale ja nie cierpię gotować makaronu lasagne. Zawsze mi się to sklei jeden płat do drugiego i męczę się z tym przeokrutnie. Właściwie to jakiś czas temu odkryłam, że jak zrobię odpowiednio wilgotny sos, to mogę kłaść między niego suche blaty lasagne i zmiękną one podczas pieczenia, wchłaniając właśnie ten sos. Ostatnio wyhaczyłam u mamy w lodówce cały stos naleśników. "Toż to skarb" pomyślałam. "Mamo, mogę sobie wziąć te naleśniki?". Dała mi mama, ale najpierw spytała, co będę z nich robić. Ja na to, że tort naleśnikowy. Więc dała mi pod warunkiem, że zrobię też taki dla brata (żeby miała obiad z głowy). No to zrobiłam, olbrzymi w dużym naczyniu żaroodpornym i jeden w wersji mini. Fajne to. No i obłędnie delikatna jest taka lasagne z naleśników.







duża lasagne z naleśników:

- 6 naleśników
- 40dag mięsa mielonego wieprzowo- wołowego
- opakowanie pieczarek
- por
- opakowanie szpinaku w liściach
- sól, pieprz
- śmietana 18%
- śmietanka 30%
- węgierska pasta paprykowa
- 1 trójkącik serka topionego śmietankowego
- masło
- czosnek w proszku
- mieszanka żółtych serów do posypania wierzchu

Mięso prażymy na patelni teflonowej bez tłuszczu. Lekko solimy, następnie dodajemy pastę paprykową (tyle ile lubicie, im więcej dodacie,tym bardziej paprykowe będzie mięso). Do mięsa dodajemy 2-3 łyżki śmietany, pieprzymy do smaku. Zdejmujemy mięso z ognia i przekładamy do miseczki. Myjemy patelnię i ponownie rozgrzewamy, po czym wrzucamy łyżkę masła, pieczarki pokrojone w cienkie plasterki i białą część pora drobno posiekaną, solimy. Podsmażamy chwilkę, przykrywamy i dusimy ok. 10 minut. Rozmrażamy szpinak, wrzucamy do garnka i dusimy razem z połową szklanki śmietanki, szczyptą czosnku, soli i pieprzu. Gdy szpinak będzie gotowy, dodajemy serek topiony. Okrągłe naczynie żaroodporne smarujemy masłem lub oliwą, żeby naleśniki nie przywarły do dna i ścianek. Kładziemy na spodzie dwa naleśniki, przekładamy warstwą mięsa, znów kładziemy dwa naleśniki, przekładamy warstwą pieczarek. Na koniec kładziemy ostatnie dwa naleśniki, na to warstwę szpinaku z sosem i posypujemy serem. Wsadzamy do rozgrzanego piekarnika i zapiekamy, aż ser przypiecze się tak jak lubicie ;)

wtorek, 17 maja 2011

sałatkowa obsesja

Jakoś nawet specjalnie się nie ociągałam, gdy M. wyciągnął mnie do sklepu wędkarskiego na Szembeka. I tak wiedziałam, że pójdę do mojego ulubionego straganu z warzywami, na którym jest dosłownie wszystko. Szalotki, groszek cukrowy, rukola, kolendra, świeże chilli, młoda kapustka, pomidorki cherry. Kiedyś kupiłam tam nawet świeże figi w środku zimy. Poczucie zaspokojenia trwało do momentu, gdy zobaczyłam botwinkę. "Jest, nareszcie to się zaczyna, nareszcie do późnej zimy urodzaj świeżych warzyw i owoców" pomyślałam. "Przepraszam Pania, jeszcze tą botwinkę poproszę :) ". Przedwczoraj w nocy nie mogłam spać. W okresie jesiennym gdy zbieram grzyby, w nocy przed zaśnięciem zawsze widzę przed oczami grzyby na pięknym zielonym mchu. Przedwczoraj zobaczyłam tą sałatkę.





sałatka z botwinki karmelizowanej w balsamico z szalotką,
podana na liściach rukoli z dodatkiem sera koziego i sezamu:

- 2 garście rukoli
- pęczek botwinki
- duża szalotka
- kieliszek octu balsamico
- oliwa do smażenia
- oliwa extra vergine 
- sól, świeżo mielony pieprz
- sezam
- 2 łyżki kruchego sera koziego

Liście z botwinki odcinamy, pozostawiając 3,4-centymetrowe łodyżki przy buraczkach. Nie wyrzucajcie liści, można je udusić z oliwą, lub dodać do sałatki bądź zupy. Buraczki obieramy i przekrawamy na pół. Na patelni rozgrzewamy oliwę i wrzucamy na nią buraczki. Obsmażamy po kilka minut na średnim ogniu z obydwóch stron i dodajemy posiekaną szalotkę. Solimy i smażymy kilka minut, po czym podlewamy octem balsamicznym. Dusimy ma małym ogniu aż ocet zgęstnieje i uzyska kremową konsystencję. Doprawiamy dużą ilością świeżo mielonego pieprzu i pozostawiamy do ostygnięcia. Na talerzu układamy liście rukoli, posypujemy kozim serem, na wierzch nakładamy buraczki . Posypujemy prażonym sezamem i skrapiamy oliwą extra vergine.

poniedziałek, 16 maja 2011

na śniadanie? czemu nie!

Przyjęło się, że quesadilla to danie typowo obiadowe. Właściwie nic nie stoi na przeszkodzie, żeby jeść ją również na śniadanie. My w Polsce jemy chleb, ale dla wieli krajów Świata placki z mąki to podstawowa, codzienna porcja węglowodanów. Skro my jemy kanapki z kiełbasą, sałatą i serem, to można te same (tylko bardziej egzotyczne składniki) wsadzić do śniadaniowej quesadilli :) Moja jest połączeniem składników kuchni włoskiej, hiszpańskiej i meksykańskiej. A do tego lekko pikantny paprykowy sos jogurtowy.





multikulturowa quesadilla:

- 2 pszenne tortille
- 2 plasterki sera topionego o ulubionym smaku
- 3 łyżeczki kruchego sera koziego (najlepiej z rolady)
- 10 plasterków chorizo
- garść rukoli
- kilka kropel oliwy chilli

paprykowy sos jogurtowy:

- pół opakowania jogurtu naturalnego
- 2 łyżeczki majonezu
- 3 łyżeczki łagodnej węgierskiej pasty paprykowej w tube
- łyżeczka ostrej węgierskiej pasty paprykowej w słoiczku
 - sól, pieprz

Składniki quesadilli kładziemy na jednym placku tortilli, skrapiamy oliwą i przykrywamy drugim plackiem. Dociskamy i opiekamy po minucie z każdej strony na suchej patelni. Gorące kroimy na mniejsze trójkąty i podajemy z sosem paprykowym, którego składniki należy po prostu dobrze wymieszać.  





piątek, 13 maja 2011

słoiczek w Andaluzji

Długo słoiczek był zakręcony majówkowo, ale to nie znaczy, że próżnowaliśmy. Gdzież bym sobie darowała gotowanie na obczyźnie mogąc wypróbować przeróżne cudeńka których nie mam na co dzień! Przepyszna serrano, cudowne chorizo, świeżutkie owoce morza, ukochana zielona pimiento, a do tego mnóstwo mężczyzn do wykarmienia. Wszystko podlane dużą ilością białego wina, sangrii, i energii ciepłych wieczorów. Niektórzy nawet przyprawili sobie to grillowanie pewną fajną przyprawą z Maroka... Oj, słoiczek kocha Andaluzję, miejmy nadzieję, że z wzajemnością. Fotografie: Izabela Szymczak










To oczywiste, że gdy wyjeżdżamy gdzieś daleko, nie mamy takiego zestawu przypraw jak w domu. Przyznam się, że mi czasem zdarza się brać ze sobą przyprawy, ale nie wszyscy są tacy nawiedzeni. No i tym razem nie wzięłam, jak normalny człowiek. Zawsze można jednak coś wykombinować, zwłaszcza gdy się jest w 14 osób w 4 apartamentach. Każdy na pewno ma jakieś skarby, którymi może się podzielić przy przygotowywaniu wspólnego posiłku. Ja i Iza, wybrałyśmy się nawet na poszukiwania świeżych ziół i znalazłyśmy 3 rodzaje mięty, lawendę i drzewo laurowe. Skorzystała na tym wołowinka, której przypadły do marynaty: liście laurowe, czosnek, oliwa, białe wino i pieprz. Krewetki i kalmary pływały w masełku, pożyczonym od chłopaków zza ściany, oraz dużej ilości czosnku, kurczak zaś kąpał się przed smażeniem w mieszance czosnku, sosu sojowego i melasy z brązowego cukru, których użyczyła nam sympatyczna "parka z góry". Do tego, greckie co prawda tzatzyki, ale wszyscy je uwielbiają do mięs z grilla. No i sałata, bo warzywa trzeba jeść. Mieszanka sałat, mini sałaty rzymskie, suszone pomidory saute (nie te w oliwie tylko suche), grillowane czerwone papryki, świeże zielone papryki, delikatna biała cebula, czarne oliwki. Sos z tego co było, czyli oliwa, octowa zalewa z ostrych papryczek, sól, pieprz i suszone oregano. Uczta gotowa ;) Aha, no i kupne acz bardzo smaczne kiełbaski chorizo we wszystkich odmianach. Polecam również krewetki zawinięte w szynkę serrano i skropione oliwą.

środa, 11 maja 2011

kojarzy mi się z latem nad morzem

Rzadko się chwalę i ocenę jakości moich przepisów pozostawiam Wam, ale tu już nie dam rady. Ta sałatka to objawienie! Oczywiście miałam pewne obawy jak ją robiłam, ale po pierwszym kęsie natychmiast się ulotniły. Gdybym miała restaurację, zdecydowanie umieściłabym ją w menu. Zgodnie z moją filozofią, że zawsze da się zrobić sałatkę z tego co aktualnie mamy w domu, połączyłam miętowo-bazyliowym sosem trzy składniki: pomarańczę, cukinię i mozarellę. Miałam zjeść tylko połowę, a resztę zachować na później. Nie dało rady. Mamma mia, ale to dobre!


 sałatka 3 kolory z dressingiem bazyliowo-miętowym:

- jedna młoda cukinia
- kulka mozarelli
- pomarańcza
- 10 listków bazylii
- 10 małych listków mięty
- oliwa bazyliowa lub zwykła
- sól
- pieprz
- ew. pół łyżczeki sosu musztardowego winiary(można pominąć
bądź zastąpić musztardą ziarnistą)


Cukinię pokrójcie na półcentymetrowe plastry, obtoczcie w oliwie, soli i czosnku. Ugrillujcie na patelni grillowej do porządanej miękkości i stopnia wysmażenia. Odetnijcie wierzchołki pomarańczy, postawcie na desce i odkrawajcie skórkę od góry do dołu. Pokrójcie pomarańczę i mozarellę w plastry mniej więcej tej samej grubości co cukinia. Pamiętajcie, żeby układać tak, żeby mozarella leżała na gorących jeszcze plastrach cukinii, wtedy troszkę się nadtopi. W moździerzu rozetrzyjcie bazylię i miętę ze szczyptą soli. Dolejcie oliwy bazyliowej, dodajcie łyżkę wody i sos musztardowy. Tak przygotowanym sosem polewamy sałatkę. 

poniedziałek, 9 maja 2011

przepis niejadalny ;)

Podobno dłonie kucharza są najczystsze na świecie. Nie idzie to niestety w parze z ich niebanalnym wyglądem, o nie! Ręce kucharza nie są piękne i wypielęgnowane. Są spracowane, zniszczone i niewyględne. Anthony Bourdain w swojej książce "Kill grill" poświęca opisowi swoich pocharatanych dłoni aż dwie i pół strony! Cóż, pięknych dłoni już mieć nie będę, co ze spokojem i godnością przyjmuję, gdyż jest to poświęcenie z miłości. Do gotowania oczywiście. Nie zmienia to jednak faktu, że dbać o siebie należy, zwłaszcza przed wakacjami, gdzie trzeba będzie pokazać "pozimowe" ciało. W związku z tym dla wszystkich Pań (może i niektórych Panów), podaję przepis na świetny, sprawdzony, domowy peeling do ciała, który moim zdaniem jest przynajmniej 100 razy lepszy niż każdy kupny. Choć w czasach drogiego cukru, może się okazać nieco luksusowy ;) Wg przepisu wyprodukujemy porcję, która spokojnie starczy nam na trzy zabiegi.

- pół szklanki oliwy
- pół szklanki cukru białego kryształ
- 2 łyżki miodu
- roztarte listki z gałązki rozmarynu

Wszystkie składniki łączymy w naczyniu, nakładamy podczas kąpieli pod prysznicem. Masujemy ciało okrężnymi ruchami i spłukujemy. Pozostawia skórę jedwabiście gładką. Idealny do ciała, do twarzy polecałabym jednak coś o drobniejszej ziarnistości.

poniedziałek, 25 kwietnia 2011

superekstrahiper zdrowe!

Całkiem przypadkiem byłam ostatnio w Castoramie i oczywiście od razu zapomniałam po co tam weszłam, bo od razu pognało mnie do działu ogrodniczego. Nie to, żebym miała jakieś sprecyzowane plany ogrodowe, ale a nóż, widelec znalazłabym jakieś cudowne zioła w dobrej cenie do mojej małej parapetowej hodowli... Nie doszłam nawet do roślin bo zatonęłam w nasionach przeróżnych wspaniałych warzyw i ziół. I wszystko spoko, jakoś bym to przewalczyła, ale zobaczyłam całą gamę nasion na kiełki. I popłynęłam, a jak! Rzodkiew, rzodkiewka, brokuł, kapusta czerwona, lucerna, słonecznik... A potem idę do kasy i czytam instrukcję, no i jakoś mi tak chory entuzjazm przeszedł na myśl o tych słojach, wlewaniu, wylewaniu, przelewaniu, jakieś druciane wieczka itd. A potem przypomniałam sobie, że widziałam kiedyś u koleżanki takie fantastyczne pudełko do hodowli kiełków. W tył zwrot, i niczym Korzeniowski niby tylko idąc, baaaardzo szybko znalazłam się znów koło półki z kiełkami. "Żeby tam było, żeby tam było, są kiełki to i pudełko musi być". JEST! 29 zł, za trzy pięterka własnej hodowli  :) 29 zł i tyle szczęścia! Po trzech, czterech dniach zbiory rzodkwi i lucerny, którą tak namiętnie garnirują dania w restauracjach. A troszkę dłużej czerwona kapusta (ma piękne fioletowe kiełki). Polecam, dużo radochy, a potrzeba tylko nasion i wody :)





poniedziałek, 18 kwietnia 2011

prowiancik na całodzienne zajęcia






gnocchi, kopytka, jak kto woli

Oj słoiczek trochę zaniedbany, ale w tym tygodniu już się poprawię. Z resztą ciężko by było nadawać z działki nad Zegrzem, pozbawionej w większości zwykłego zasięgu w telefonie, o internecie już nie wspominając. Materiału jednak co nie miara, czeka tylko, żeby go opublikować, np. takie parmezanowe, przedweekendowe gnocchi vel kopytka. Różnica między naszymi poczciwymi kopytkami a włoskimi gnocchi jest naprawdę niewielka, nasze kopytka mają po prostu więcej mąki i są przez to twardsze i jędrniejsze. Włoskie gnocchi są delikatniejsze, bardziej ziemniaczane. U mnie w domu, mama zawsze robiła kopytka drugiego dnia po tym, jak tata obrał za dużo ziemniaków na obiad. A że tata prawie zawsze obierał za dużo, toteż kopytka zdarzały się częściej niż od święta. Przy ostatniej wizycie u mamy, zobaczyłam pokaźną ilość ugotowanych ziemniaków "z wczoraj", więc oczywiście je sobie wzięłam na poczet instytucji jaką jest "jedzenie od mamy, pakowane na wynos". Nie będę oszukiwać, że mam dokładny przepis na gnocchi, bo zawsze robię je na oko. Do ugniecionych ziemniaków "z wczoraj" (kopytka ze świeżo ugotowanych nie są takie smaczne) dodaję jedno jajko, sól, pieprz i mąkę, aż uzyskam konsystencję miękkiego ciasta, które już nie klei się do rąk. Podeślę jednak dobry przepis (proporcje) z dodatkiem mojej małej modyfikacji :)

pierwszego dnia z porami i polędwiczką



na drugi dzień z masłem szałwiowym


gnocchi parmezanowe z porami w śmietanie grzybowej:
- 1 kg gotowanych ziemniaków ugotowanych poprzedniego dnia
- 120 g mąki
- duża garść startego parmezanu
- jajko
- świeżo mielony pieprz
- sól

Ziemniaki ugnieść na puree, dodać jajko, mąkę, parmezan, pieprz i sól. Wyrabiamy ciasto, jeśli lepi się do rąk, dosypujemy troszkę mąki. Formujemy kulkę z ciasta, następnie na blacie wysypanym mąką rolujemy wałek grubości dużego kciuka, dłońmi z rozpostartymi palcami. Następnie lekko spłaszczamy wałek dwoma palcami. Odkrawamy na ukos kopytka, możemy też zrobić wgniecenie widelcem na środku tak, aby lepiej nabierało sosu. Wrzucamy partiami do osolonego wrzątku i gotujemy minutę po wypłynięciu kopytek na powierzchnię wody. Podajemy z ulubionym sosem. 

czwartek, 14 kwietnia 2011

jeszcze raz urodziny

Wpadła do mnie wczoraj Izoldka, która tak jak ja, całkiem niedawno obchodziła swoje urodziny. Ponieważ nie mogłyśmy razem świętować naszych świąt, wczoraj z lekka to sobie odbiłyśmy. Była wymiana prezencików, wino, nalewka, opychanie się truskawkami z cukrem waniliowym, kiełbasą, koreczkami i hinduską zupą z pieczonych warzyw. Aż dziw, że nie pochorowałyśmy się po takiej mieszance. To pewnie zasługa nalewki z pigwy, która ma lecznicze właściwości ;) I to pewnie przez nią Izka zapomniała prezentu. No więc czeka sobie na parapecie i wygląda tak...





słoiczek:

- opakowanie sera feta (pełnotłusta)
- suszone pomidory
- czarne oliwki
- po szczypcie suszonego oregano, bazylii i tymianku
- 2 suszone papryczki chilli
- 2 liście laurowe
- oliwa z oliwek

Fetę łamiemy na kawałki i obtaczamy lekko w mieszance ziół. Na dnie słoiczka układamy suszone pomidory, kilka oliwek, kawałki fety, jeszcze raz oliwki i suszone pomidory. Po bokach wkładamy liście laurowe i papryczki chilli. Na końcu zalewamy oliwą i szczelnie zamykamy.

wtorek, 12 kwietnia 2011

ale tylko w domu


Dla niektórych to nic wielkiego, dla mnie to istna rozpusta. Ja niestety się kontroluję. I choć jestem totalnie pro-slowfood'owa i zazwyczaj tępię amerykańskie żywnośmieci, to jednak taki smakowity hamburgerek czasem złamie moją silną wolę. Jeśli coś powstrzyma mnie wtedy przed pożarciem whoopera, to robię go po prostu w domu. Ja osobiście lubię, gdy jest na bazie jakiejś dobrej jakości bułki pszennej, ale mam w domu kogoś, kto niestety uwielbia sztuczne waciane buły do hambuksów. Zostałam przeforsowana na takowe, więc zdjęcie nie przedstawia moim zdaniem istnego dzieła sztuki. No, ale hamburger dał radę. Mmmmmm...





hamburger zdrowszy bo domowy:

- dobrej jakości mielona wołowina
- łyżeczka masła
-pieprz
- bułka pszenna
- ser topiony w plasterkach
- sałata lodowa
- rukola
- pomidor
- czerwona cebula
- ketchup mcdonald's
- majonez 


Mięso doprawiamy pieprzem i solą, formujemy na kotlety i smażymy na oliwie lub oleju. Pod koniec smażenia dodajemy łyżeczkę masła, aby się przyrumieniło i zyskało orzechowy smak. Bułkę podpiekamy w piekarniku z plasterkiem sera. Po wyjęciu z piekarnika smarujemy ser ketchupem, kładziemy po kolei sałatę, rukolę, kotleta, pomidory i cebulkę. Drugę połówkę smarujemy dobrym majonezem i składamy hamburgera. Wbijamy zęby w kanapkę ;)


poniedziałek, 11 kwietnia 2011

urodzinowy weekend

Jeeeeejku, ale mnie tu długo nie było. No, ale musiałam odświętować co moje. Oczywiście nie mogłam sobie odmówić niedzielnej, wietnamskiej zupy ze smażoną wołowiną i orzeszkami. Potem spacer ze znajomymi, jeszcze wycieczka rowerowa na czerniaków (taka gdzie w białym koszyku jest termos z herbatą i czekolada na uzupełnienie energii), a wieczorem filmik. Do tego lekka, wyborna sałatka i kieliszek ulubionego reńskiego wina. Idealnie. Po takim dniu i po takich pysznościach słodko się zasypia na kanapie...










włoska sałatka:

- rukola
- kiełki słonecznika
- czarne oliwki
- pomidorki cherry
- suszone pomidory w oliwie
- szynka parmeńska lub serrano
- oliwa bazyliowa
- krem balsamiczny
- parmezan
- sól
- świeżo mielony pieprz

Na talerzu układamy liście rukoli, posypujemy kiełkami słonecznika, solimy grubą solą morską. Na rukoli rozkładamy pomidorki cherry, suszone pomidory i oliwki. Układamy wianuszek z szynki zostawiając pośrodku miejsce na płatki parmezanu. Skrapiamy obficie oliwą, doprawiamy kremem balsamicznym i świeżo mielonym pieprzem.


-

czwartek, 7 kwietnia 2011

jego najwyższa czekoladowość- brownie

Pan kotek był chory i leżał w łóżeczku,
I przyszedł kot doktor: Jak się masz koteczku!


Nie kotek, a kocur nasz leży w szpitalu i przechodzi rekonwalescencję po operacji kolana. Ale się z tego wyliże ;) Z resztą nie znam człowieka, któremu nie zrosłaby się noga po tym totalnie czekoladowym smakołyku. W ogóle brownie jest lepszym wynalazkiem niż penicylina i leczy wszystko. Po prostu nie znam takiej przypadłości, której by nie uleczyło. M. mówi, że jest jak narkotyk i co chwila zakrada się do kuchni...




brownie czekoladowe do granic możliwości:

- 3 tabliczki gorzkiej czekolady
- 2 tabliczki mlecznej czekolady
- 4 jajka
- 100g mąki pszennej
- kostka masła
- szklanka brązowego cukru
- mała szczypta soli

Dwie tabliczki gorzkiej czekolady i jedną tabliczkę mlecznej rozpuszczamy razem z masłem w miseczce postawionej na garnku z gotującą się wodą. Oddzielamy białka od żółtek. Z białek i szczypty soli ubijamy pianę, a z żółtka i cukier ucieramy razem. Następnie do masy z cukru u żółtek dodajemy mąkę i chwilę ucieramy, następnie dodajemy wystudzoną czekoladę z masłem, a na końcu delikatnie mieszamy z pianą z białek. Wylewamy do prostokątnej formy wyłożonej papierem i pieczemy w piekarniku rozgrzanym do 180 stopni na 20 minut z włączoną funkcją termoobiegu. Gdy ciasto wystygnie z pozostałych dwóch tabliczek robimy polewę i rozlewamy na ciasto. 

Przyznam się: Gdy topiłam czekoladę na polewę, dodałam trochę śmietanki 30% i masa mi się zważyła. Nie przejjmujcie się, gdy zdarzy Wam się coś takiego. Ponieważ nadal pozostała gładka, rozlepiłam ją po cieście, tak jak wylepia się foremki kruchym ciastem. I ciasto jest obłędne!